Cześć!

Cześć! Z tej strony Gapa. Piszę o boom bapie, robię instrumentalny boom bap. Bez wczutki. Zapraszam!

czwartek, 28 maja 2020

EASY MISS: Come On (Notorious B.I.G. feat. Sadat X, 1999)



Kto: Notorious B.I.G. feat. Sadat X
Tytuł: Come On
Album: Born Again
Rok: 1999 (wydany)

Ten post będzie o zaufaniu...

Zaufajcie mi, istnieje SPORE prawdopodobieństwo, że nigdy nie słuchaliście trzeciego albumu Biggiego (większe jest tylko w odniesieniu do koszmarnego 4 krążka, czyli "Duetów"). To raczej nie dziwi, bo uwaga hiphopowych głów jest skoncentrowana przede wszystkim na debiucie oraz "Life After Death" (słusznie, choć drugi krążek ma sporo wypełniaczy). Jednocześnie jestem prawie pewny, że "znacie ze słyszenia" wybrane kawałki z tego wydawnictwa. Np. dam sobie uciąć mały palec u stopy (lewej), że większości zgredom po 30. YouTube'owy algorytm nie raz zaproponował "Rap Phenomenon" z tej płyty (chyba tylko dlatego, że Premier wysmażył tu bicik).

Zaufajcie mi, istnieje JESZCZE WIĘKSZE prawdopodobieństwo, że "Born Again", czyli oficjalnie 3 płyta Grubasa z Bed-Stuy (a raczej zbiór randomowych tracków wybranych przez Diddiego...) nie przypadnie Wam do gustu. Bo niby dlaczego? Sprawdźcie chociażby szmirę "Hope You N***** Sleep" z Hot Boysami, gdzie nasz król mikrofonu brzmi jakby na bit wrzucał go domorosły amator Fruity Loopsa kiedy jeszcze to oprogramowanie tak się nazywało. Słowem - źle. I nie mam nic do Hot Boysów, którzy akurat naturalnie płyną na tym bicie (hmm, może dlatego, że, do jasnej cholery, nagrywali będąc... no wiecie, wśród żywych?...). Tak samo, zapewne nie przesłuchacie (stawiam na szali mały palec prawej stopy) więcej niż 10 sekund kawałka "Would You Die for Me" z gościnnym udziałem Lil' Kim. Bo tego nie da się słuchać.

Zaufajcie mi (pisząc to po raz trzeci przypomina się ta sentencja w kościele "moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina"... DLACZEGO?), utwór "Come On" z Sadatem X wstrząśnie Wami bardzo pozytywnie. Obaj panowie płyną elegancko na cudownym organkowym instrumentalu, który zostaje w głowie na długo po odłożeniu słuchawek (taką użyłem figurę stylistyczną, bo głośników raczej nie da się "odłożyć"). Beat to prosty loop, ale jeśli już weszliście na tego bloga to raczej nie będziecie mieli o to pretencji. Jeszcze tylko wspomnę, że wyprodukował go sam Lord Finesse. Jest dobry. Po wyświetleniach na YT widzę, że może niekoniecznie wszyscy fani Biggiego znają ten joint. Może bali się Sadata? Zbyt truskulowy? Native Tounges? Nie wiem, ale to fajna i nieoczywista kooperacja. Utwór PODOBNO miał się znaleźć na "Ready to Die", to chyba ostatni argument, który może Was zachęcić do przesłuchania. Warto. Wrzucajcie na playlisty i bujajcie głowami. Upewnijcie się tylko, że sąsiedzi nie mają wrażliwych uszu na wulgaryzmy (refren!). Zaufajcie mi. Albo załóżcie słuchawki.

G.

Wyróżniki: no proszę ja Was, Sadat X i mainstreamowy Biggie? Fakt, że to "odrzut" z Ready to Die (choć jak dla mnie lepszy niż np. "Respect" z tego albumu), wulgarny ale bujający hook.
Najlepsza linijka: dobra technicznie i ciekawa opowiastka o kolekcji broni "I got seven Mac-11's, about eight .38's / nine 9's, ten Mac-10's the shits never end".

Link do kawałka: TUTAJ.

piątek, 22 maja 2020

DEEPGROUND: Mortal Kombat (Soul Kid Klik, 1996)



Kto: Soul Kid Klik
Tytuł: Mortal Kombat
Album: Mortal Kombat (12")
Rok: 1996

OK. Dzięki zesłaniu na nasz ziemski padół popularnej aplikacji webowej umożliwiającej udostępnianie materiałów filmowych (czytaj YouTube) jesteśmy DZIŚ w stanie dokopać się do "perełek" podziemia. Skarbów, o których w 95% powinno się DZIŚ zapomnieć. Ale o co chodzi? Otóż oto, że oprócz użytkowników YT wrzucających głupawe czelendże, lub, co gorsza, PRANKI, znaleźli się geniusze, którzy wpadli na chyba jeszcze gorszy pomysł. A mianowicie przesyłanie na serwery YT piosenek totalnych noname'ów, którym jakimś cudem w latach '90 udało się wytłoczyć 50 czarnych krążków, a następnie rozprowadzić je do lokalnych sklepów (to wciąż większy sukces niż mój). Kawałki te w ostatnich latach zdobywają dość znaczną popularność a wyświetlenia sięgają nawet do kilku milionów. Dzięki zaangażowaniu społeczności diggerów i, mówiąc wprost, hip-hopowych nerdów, przeżywają dziś drugą młodość. Wy mówicie: "kultura andegrandu", "diggin", "rare", "let's get back to '90". A ja mówię: "sraka". Czytajcie dalej. 

Moim zdaniem, powód, dla których te podziemne wygrzewy nie zdobyły uznania w okresie ich wydania staje się oczywisty już w momencie ich odpalenia. Ten powód to MCs. Raperzy. Uliczni poeci. "Mistrzowie" mikrofonu. Bez wątpienia odpowiedzialność spada tu na rapujący czynnik białkowy, który po prostu nie daje rady. Moje odczucia co do ultra podziemnych rapsów (sprawdźcie playlisty w stylu "90's underground hip-hop") są następujące:
  • raperzy są mało wyraziści,
  • większość z nich brzmi tak samo,
  • starają się brzmieć jak ówczesne rapowe gwiazdy i bardzo słychać jak bardzo im to nie wychodzi,
  • generyczne tematy i mało błyskotliwych wersów.
Ta. Słucham czasem tych plejlist i za każdym razem odnoszę wrażenie, że co drugi to LL Cool J, Nas czy Big L.

Możemy więc zastanawiać się jaki jest powód, dla którego DZIŚ niektórym tym trackom niemalże stawia się ołtarzyki. Przychodzą mi na myśl dwa czynniki tego FENOMENU (nie, nie chodzi o ch***** album w/w Todda Smitha z '97). Raz, słuchacze pragną nowych rzeczy i są znudzeni słuchaniem na zmianę Mobb Deepów i Big Puna. Nawet jeśli czasem, tzn. raz na rok i przypadkowo, włączą Aesop Rocka. A dwa... bity na tych utworach. W znakomitej większości tych nieszczęsnych przypadków produkcja jest bardziej niż poprawna. Dlatego, i nie ma co tego ukrywać, tych składanek słucha się przyjemnie.

Tym przydługim wstępem chciałem poinformować Was nie tylko o moim dość krytycznym stosunku do andegrandu, ale także o podejściu do opisywania tych kawałków w serii "DEEPGROUND". Na tym blogu nie ma i nie będzie taryfy ulgowej, niezależnie od poziomu kultu, który otacza podziemnych artystów. Na pewno nie będę pisał laurek tylko dlatego, że coś jest mniej "znane", "nieodkryte" czy "rare". Choć zdaję sobie sprawę, że w czasach szerokopasmowego internetu "rare" staje się chyba osobnym gatunkiem muzycznym.


NO DOBRA.

W dzisiejszym odcinku chciałbym zaproponować Wam nowojorski KWINTET mocno zainspirowany stylistyką Wu-Tang, ale z racji tego, że kung-fu było już zajęte, ekipa przylepiła się do innej ikony mordobicia/popkultury - serii gier Mortal Kombat. Inspiracja była na tyle duża, że wzorem serii MK, "Clique" w nazwie zespołu zostało wystylizowane na "Klik". K**** schodzimy za głęboko.
I tak, tam gdzie RZA wykorzystywał motywy z Shoguna zabójcy, tam Soul Kid Klik wpuszczało sample piorunów Raidena czy słynne "Get over here!" Scorpiona. Skutek był całkiem niezły, skoro grupie udało się wypuścić maxi singiel o nazwie..."Mortal Kombat". Jest to bardzo zacna piosenka na hardkorowym bicie wyprodukowanym przez G-Clefa. Wiecie, to co lubimy najbardziej: mocny werbel, proste pianino, szalone wysokie dźwięki oraz... sample z Mortala. Ok, może są tu jacyś fani Street Fightera, ale nawet oni docenią groteskowo wsamplowaną gitarkę (motyw z gry) w tym bicie. Brzmi to wyśmienicie i zaj****** pasuje do rapu. No i ktoś pokusił się o dobry aranż, co zawsze pozytywnie wpływa na takie kawałki jak ten tutaj, gdzie nie ma refrenu. A, i są też skrecze i dialogi filmowe. Bosko!

Na szczęście, dobra produkcja to nie wszystko, bo tak naprawdę kawałek siedzi dzięki rapującym MCs. Nie wszyscy dają radę na równi, ale 3 pierwsze zwrotki (nie ma sensu wymieniać ksywek, nic Wam nie powiedzą) to sztos. Nie da się nie kochać momentu, w którym (no dobra...) Infamous Mr. Savage kończy wers na "my flow is excellent", ale rzeczone EXCELLENT to użyty głos Shao Khana. Sprytnych nawiązań do gier jest więcej, np. "My Mortal Combat is a "mirror match"/Between two opposing poles of a Gemini Sun's soul!". Dla przypomnienia, Mirror Match to runda, w której walczymy ze swoim sobowtórem (przy ostrym wku****, gdyż AI jest zaprogramowane tak, by blokować niemal każdy atak). 
Ale kawałek jak dla mnie mógłby się skończyć już po trzeciej zwrotce, należącej do zdecydowanie najlepszej raperki z całej piątki, jeśli oceniamy charyzmę i flow. Zwłaszcza jej finisz jest mocny, bo wykonuje coś ala liryczne fatality. Jaranko. A mówili, że to mężczyznę poznaje się po tym jak kończy.
Ostatniego gościa możecie sobie darować. Pomimo ciekawego tekstu, monotonne flow oraz nudziarski, zamularski głos, psują efekt. Na szczęście szybko wypada z głowy i nie psuje ogólnego wrażenia (tylko śmiałby!).

PODSUMOWUJĄC, "Mortal Kombat" to smaczny cukiereczek. Bardziej kojarzy się z godzinami spędzonymi w salonach gier (a więc miło) niż z Twoim przeterminowanym czekoladowym mikołajem (zdecydowanie niemiło). Nie wiem czy kiedyś jeszcze wspomnę o tej grupie (wątpię, jest tyle kawałków w kolejce), więc kilka informacji na koniec. Debiutancki album SKK wydali dopiero w 2001 r. i jest tam kilka innych kawałków godnych uwagi, np. "Desperate Times", który był też singlem w 1997 r. A w 2010 r. Boom-Gap!, tyle, że pod inną ksywką wyprodukował remiks do "Mortal Kombat". Wyszedł całkiem nieźle o ile pamiętam, ale internetowy świat za dużo pewnie nie stracił na tym, że postanowiłem go zamknąć w szufladzie. Na zawsze.

G. 

Wyróżniki: wplecione dźwięki z gierki, nawiązania do fatality, "cipherowy" klimat.
Najlepsza linijka: "I'm laying tracks at the Vatican-in Rome/
With such a sick tone, the phukkin Pope is panicking!" (G-Clef) oraz "Yeah! Wit' da ill tune I'm bringing pain soon / To the one who imitates me like he's Shang Tsung!" (Savage).

Link do kawałka: TUTAJ.

czwartek, 21 maja 2020

Boom-Gap! - Get Down


Nowy track instrumentalny: 
Płynący, lekko funkowy, zdecydowanie jazzujący pod koniec. Zależało mi na mocnych bębnach i dynamicznych przejściach pomiędzy samplami. Elo.

G.

niedziela, 10 maja 2020

EASY MISS: Hit Me With That (The Beatnuts, 1994 r.)



Kto: The Beatnuts
Tytuł: Hit Me With That
Album: Street Life
Rok: 1994

Nigdy specjalnie nie słuchałem tego nowojorskiego duetu (a niegdyś tria, zanim raper Fashion nie doznał religijnego olśnienia, zmienił ksywkę na Al' Tariq oraz jednocześnie rozpoczął i zakończył solową karierę krążkiem "God Connections"... dojdziemy kiedyś i do tego). Wpływ na moją dłuuugą niechęć do nich miał nieudany zakup nudnego jak flaki z olejem albumu "Stone Crazy" (z wyjątkiem kilku mocnych utworów, o których NIE dzisiaj) w lokalnym skate shopie. Tak, wtedy wszyscy byliśmy skate'ami. To było gdzieś w '04, kupowałem płytę w ciemno i trochę z rekomendacji ziomka-sprzedawcy. Wcześniej to u niego nabyłem takie perełki jak "Doggystyle" czy "The Chronic", więc byłem pewny, że i "Stone Crazy" będzie bujać. BTW, okazało się potem, wiele lat później przy wódce, że te CD przekazał na sprzedaż mój znajomy - elbląski DJ i kolekcjoner winyli, pozdro!


No ale do rzeczy. "Hit Me With That" to z******* track, niesiony przez wpadający w ucho refren, typowy dla pierwszej połowy '90-tych oraz bujający, nieco laidbackowy bicik. Prosty i wyświechtany w naszym ulubionym gatunku patent, tj. przefiltrowany główny loop jest tutaj uzupełniony zgrabną zabawą z wokalnymi samplami i innymi urozmaiceniami, które rzucają się w uszy dopiero po kilku przesłuchaniach. Bębny są perfekcyjne i podczas tych niecałych 4 minut kawałka słyszymy różne patenty na ich zaaranżowanie. To się ceni.


Co do samego rapu. No cóż, oprócz naprawdę dobrego refrenu jest raczej przeciętnie (tak 6/10). Mamy tutaj typowe bragga, z którego pamiętam może kilka ciekawych linijek (np. jakkolwiek szowinistyczny by nie był: "Who posess/more chicks than fuckin' P.M.S"). Ale kilka to i tak dobrze, a co do flow raczej nie ma co się czepiać. Najlepiej z całej trójki wypada tutaj Fashion/Al'Tariq, więc dobrze, że nawija chociaż jako drugi. A! I zawsze miło posłuchać Method Mana, nawet jeśli został wpleciony na jedną sekundę refrenu...


No dobra, nie ma co przedłużać. Kawałek jest kozak i spokojnie możecie go wrzucać na Waszą boom bapową playlistę. Tylko nie oglądajcie klipu (jest na YT), bo to cienizna wywołująca uśmiech politowania.

G.

Wyróżniki: chwytliwy hook, flow Fashiona na początku zwrotki, wokalne sample.
Najlepsza linijka: "From the depths of hell, I make it known son/My mind frame makes MCs swallow their own tongue" (JuJu).

#RANDOM - Tak jakbyście nie mieli już dosyć składanek lo-fi...

 ale ta jest całkiem zacna. Gość robi niezły dobór kawałków. Nie za wesołe, nie za smutne, można posłuchać. Brzmi świeżo: Jak macie coś do p...